Odnaleźć swój sposób na służbę innym – rozmowa z Dorotą Łoskot-Cichocką, autorką ikony bł. Edmunda Bojanowskiego.

Odnaleźć swój sposób na służbę innym – rozmowa z Dorotą Łoskot-Cichocką, autorką ikony bł. Edmunda Bojanowskiego.

Julia Anuszewska: Rozmawiamy w przededniu ważnego wydarzenia. Ikona bł. Edmunda Bojanowskiego Pani autorstwa zostanie uroczyście wprowadzona do Kaplicy Dobrego Pasterza w Szkole Przymierza Rodzin im. Jana Pawła II na Ursynowie. Jak rozpoczęła się Pani znajomość z bł. Edmundem?

Dorota Łoskot-Cichocka: Moja znajomość z bł. Edmundem Bojanowskim zaczęła się właśnie od ikony. Mimo, że jestem związana ze Stowarzyszeniem Przymierza Rodzin od czasów, gdy byłam nastolatką i działałam przy parafii Wszystkich Świętych jako wychowawca przymierzowej grupy młodzieżowej, samej postaci bł. Edmunda nie znałam. Zaczęłam poznawać go już podczas pracy nad ikoną. Zazwyczaj tak bywa, że przygotowując się do pracy, artysta musi zapoznać się z przedstawianą przez siebie postacią.

Co zatem szczególnie zainspirowało, pociągnęło Panią w bł. Edmundzie?

To, że realizował swoje powołanie inaczej, niż je sobie na początku wyobraził. Wiemy, że chciał być księdzem, a pomimo, iż mu się to nie udało, odnalazł swój sposób na służbę innym, szczególnie dzieciom – tym, w trudnej sytuacji materialnej.

To jest inspirujące – gdy pozwolimy się poprowadzić przez Boga, to nasze życie przynosi owoce. Nawet, jeśli układa się ono inaczej, niż wyglądały nasze pierwotne plany.

W jaki sposób znalazła Pani przełożenie tych cech błogosławionego na język sztuki?

Słowo ikona oznacza obraz, zatem ikonę malujemy po to, aby przybliżyć postać danego świętego, pokazać jego wizerunek. Dzięki temu łatwiej jest modlić się za jego wstawiennictwem do Boga. Tak samo było w przypadku ikony bł. Edmunda – chciałam jak najwierniej oddać to, jak wyglądał, bez narzucania własnych wrażeń, bez dodawania swoich pomysłów. Moim celem było przedstawić go takim, jaki był – w sposób pokorny, jak pokorna jest sama ikona. Technika ta powiela pewne typy przedstawienia, kanony i schematy, które funkcjonują od wieków. Artysta nie zasłania sobą postaci, którą przedstawia – nie rozprasza wiernych na modlitwie, lecz skupia na niej.

Czy zatem wschodnia szkoła ikony jest Pani bliższa?

Zostałam wychowana w sztuce zachodniej, zarówno świeckiej, jak i sakralnej – dorastałam w Kościele katolickim, ukończyłam Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie na wydziale grafiki, w pracowni ilustracji książkowej, zatem sztuka zachodu jest mi bliska – zarówno ta dawna, jak i współczesna. Mamy tu dużo większą swobodę w przedstawieniach, w interpretacjach postaci, artysta posiada szerszy wachlarz możliwości, większą wolność. Jeżeli natomiast mówimy o przestrzeni sakralnej, ikona, jako przykład sztuki wschodniej, mnie akurat pozwala lepiej skupić się na modlitwie. 

Przeżywamy obecnie renesans tej techniki w Polsce – mamy coraz więcej warsztatów pisania ikon, sama uczestniczyłam w takich w zeszłym tygodniu. Dla wielu ludzi jest to sposób modlitwy, pewien rodzaj medytacji. 

Stowarzyszenie Przymierze Rodzin; Edmund Bojanowski

Czy zdradzi nam Pani zatem tajniki swojej pracy nad ikonami?

Oczywiście, chociaż nie nazwałabym tego tajnikami – w tej pracy nie ma nic tajemniczego (śmiech). Jest to dosyć pracochłonny proces, wymagający precyzji, spokoju, delikatności w nakładaniu kolejnych warstw farby. Zaczyna się od rysunku, co wymaga pomysłu, kompozycji, wyobrażenia go sobie w efekcie końcowym. Następnie przenosi się rysunek na deskę, często także żłobi się go w gruncie, którym jest ona pokryta. Kolejnym krokiem jest kładzenie złota, a następnie przygotowanie farb – ja robię to własnoręcznie z emulsji jajecznej, czyli mieszam żółtko z pigmentami. Wreszcie kładzie się kolejne warstwy farby.

Na ikonie błogosławionego Edmunda złocenia są zauważalne. Tymczasem ilustracja Edmunda Bojanowskiego z dziećmi nie posiada ich wcale. Jaki zamysł przyświecał Pani podczas wyboru tak różnych technik?

Ikona na desce będzie znajdować się w kaplicy, zatem w przestrzeni sakralnej. Jej podstawową funkcją jest przybliżenie błogosławionego, który ma być naszym orędownikiem w modlitwie do Boga. Wprowadzone złoto wokół portretu błogosławionego, ma obrazować właśnie tę przestrzeń świętą, w której już przebywa nasz orędownik.

Obraz Edmunda Bojanowskiego z dziećmi, który znajduje się przed kaplicą, w korytarzu, jest ilustracją opowiadającą o jego życiu, sceną związaną z realizowanym przez niego powołaniem – pracą szkolną z najmłodszymi. Chciałam, aby to była ilustracja opowiadająca o jego życiowych zadaniach. Te dwa wizerunki mają różne funkcje – ikona bardziej modlitewną, a obraz – funkcję opowieści o człowieku w skrótowy sposób.

Wpasowuje się również w pełną dzieci, radosną przestrzeń szkoły…

To także było moją intencją – stworzenie przyjaznego, ciepłego rysunku, który będzie przybliżał postać bł. Edmunda. Przestrzeń korytarza szkolnego nie sprzyja wizerunkom służącym do modlitwy, a raczej obrazom, które towarzyszą w codzienności.

Stowarzyszenie Przymierze Rodzin; Edmund Bojanowski

Oba wizerunki spełniają swoje role, proszę jednak powiedzieć, który z nich był dla Pani, jako artystki, większym wyzwaniem?

Och, zdecydowanie praca nad ilustracją była dla mnie większym wyzwaniem, chociaż zawodowo jestem ilustratorką i jest to bliska mi technika. Ta praca pochłonęła więcej czasu, myślenia. Zrobiłam wiele wstępnych rysunków, nie mogłam odnaleźć właściwego przedstawienia, to była długa droga. Pracuję zwykle w małych, książkowych formatach, a tutaj zostałam postawiona wobec wyzwania stworzenia dużej pracy, więc stanowiło to większe wyzwanie niż ikona. Mimo tego, jak czasochłonną jest ona techniką. Ikonę malowało mi się bardzo dobrze, byłam szczęśliwa, że mogę ją wykonać. 

Ile czasu zajęła Pani praca nad oboma dziełami?

Około rok temu odezwał się do mnie pan Piotr Bejnarowicz z prośbą, abym pomyślała o tych wizerunkach. Pracę zaczęłam od ikony i skończyłam ją jeszcze zimą. Natomiast rysunek powstawał długo. Ostatecznie skończyłam go w czerwcu. Zmobilizował mnie deadline postawiony przez pana dyrektora, więc do końca czerwca szczęśliwie oba dzieła były skończone. Można zatem uznać, że prace trwały około pół roku, chociaż oczywiście robiłam w tym czasie jeszcze inne rzeczy.

W Pani opowieści słychać pasję i zaangażowanie. Proszę powiedzieć, skąd czerpie Pani inspirację? Jaki obszar poszukiwań najbardziej porusza obecnie Pani wyobraźnię?

Moim obecnym natchnieniem jest malarstwo wschodu – ikona, oraz dawne malarstwo sakralne. Mam marzenie, żeby mieć więcej czasu na malowanie scen związanych z Biblią. Oczywiście pragnienia nie zawsze pokrywają się z zamówieniami…  Ostatnio jednak udało mi się realizować to pragnienie – miesiąc temu ukazała się w Wydawnictwie Jedność moja książka z ilustracjami biblijnymi: Biblia – Słowo blisko ciebie. Znajdują się tam również moje teksty, medytacje do fragmentów Pisma Świętego. Jestem bardzo szczęśliwa, że ta książka powstała.

Ważną inspiracją do pracy jest dla mnie także mój dziadek, Zbigniew Łoskot, który, będąc artystą, malował kościoły. W swoim życiu stworzył wiele pięknych, ważnych wnętrz – pracował w wielu technikach, m.in. mozaice, witrażu, był także ilustratorem książek. Z jego dziedzictwa w dużej mierze wyrosłam i poszłam jego śladem, chociaż z pewnością na mniejszą skalę.

Jest pani przecież także aktywna społecznie…

Tak, działam w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej przy projektach ukraińskich, mamy bowiem trudny czas i te potrzeby pomocy są bardzo duże.

Angażuję się w projekty związane z koordynacją działań dla dzieci i młodzieży – zależy nam na  integracji dzieci polskich i ukraińskich. W KIK-u powstał także pomysł stworzenia plenerów polsko-ukraińskich ikonopisarzy. Miałam okazję uczestniczyć w takim wydarzeniu pod koniec sierpnia. Poznałam wówczas wspaniałe ikonopisarki z Ukrainy, od których dużo się nauczyłam. 

Po sierpniowym plenerze stworzyliśmy w Częstochowie wystawę ikon z wizerunkiem Pana Jezusa Miłosiernego, wpisujemy się więc we współczesną sakralną twórczość, poszukującą nowego języka plastycznego. Projekt ten jest również związany z modlitwą o pokój w Ukrainie i tworzeniem środowiska ikonopisarzy, którzy będąc uchodźcami, znaleźli schronienie w naszym kraju i nadal twórczo pracują. 

Brzmi to niesamowicie… Bardzo wartościowy projekt!

To prawda, jest to bardzo dobre przedsięwzięcie. Posiadamy wiele prac poplenerowych, także jeszcze z zeszłego roku. Prace wystawiamy są na aukcjach charytatywnych, środki z nich przeznaczamy na organizację obozów terapeutyczno-wytchnieniowych dla dzieci poległych żołnierzy ukraińskich.

Duchowo bliska jest mi także praca bł. Edmunda z dziećmi, szczególnie ewangelizacyjna. Jestem autorką warsztatów ewangelizacyjnych dla dzieci „Kredkami do nieba”, podczas których czytamy i rozważamy z dziećmi Ewangelię na najbliższą niedzielę, a następnie tworzymy do niej prace plastyczne, które pozwalają dzieciom „przemedytować”, a także zapamiętać ukryte w Ewangelii treści. Warsztaty te prowadziłam w swojej parafii, a obecnie prowadzone są już w wielu miejscach, dzięki książkom i blogowi „Kredkami do nieba”. Poważna rozmowa z dziećmi o sprawach wiary jest niezwykle cenna, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. 

Działając w KIKu oraz poprzez pracę artystyczną, realizuje Pani niejako przesłanie bł. Edmunda, zaangażowanego społecznie i zawsze bliskiego tych najbardziej potrzebujących, a jednocześnie zaangażowanego w rozwój kultury i sztuki.

Nigdy tak o tym nie myślałam, ale może rzeczywiście tak jest… Jak widać Edmund Bojanowski pomaga!